poniedziałek, 20 lipca 2015

00. Prolog

Yoh
><><><><><><><><><

            Droga powrotna z kontynentu Mu była koszmarem.
      Naprawdę rozumiałem całe te walki ze strażnikami (co nie znaczy, że uważałem, że są konieczne). Rozumiałem też walkę z Hao, który przez dłuższy czas nie dał się do niczego przekonać. Cieszyłem się, że udało nam się przemówić mu do rozsądku, a jego zejście z tronu było naprawdę szlachetne. Ożywienie każdego z wyjątkiem Fausta, który... no, nie chciał tego i Opacho, której się ożywić nie dało, było czymś więcej niż mógłbym się spodziewać.
      Jedyne czego nie wiedziałem, a bardzo chciałem, to dlaczego w jednej chwili cały kontynent zniknął.
      Pozostało, nam użycie swojego furyoku, którego – notabene - nie mieliśmy, aby schronić się przed olbrzymim ciśnieniem i wydostać się na powierzchnię bez zmieniania naszej krwi w Mirindę. Innymi słowy: Gdyby nie zdolności Anny, byłoby po nas.
      Trudno określić co nas w jednej chwili otoczyło. Było to coś na pograniczu bańki i szkła; przezroczysta bariera, przez którą nie dane było się nam przebić. Dryfowała w wodzie, jakby czekając na polecenia.
      Anna westchnęła i uniosła ręce do góry. Jak na zawołanie, kula uniosła się delikatnie do góry. Stojąc w tej pozycji Itako patrzyła na nas z wyższością i mimo, że była ode mnie niższa, wręcz czułem jak się kurczę.
      Przez chwilę panowała cisza, ale długo to nie trwało.
  - Co to, do diabła było?! - krzyknął Horo Horo, który najwyraźniej pierwszy otrząsnął się z szoku.
  - Czy to nie oczywiste? - zapytał Ren. - Wyspa zniknęła.
      Niebieskowłosy się zaczerwienił ze złości.
  - Tyle to raczej zauważyłem!
  - Z twoim ilorazem inteligencji, wolałem się upewnić.
  - Ty dupku! - krzyknął Horo i rzucił się na Rena, który już był przygotowany do obrony. Ślizgali się po posadzce jakby była wysmarowana masłem, dopóki Lyserg z dziwnym spokojem nie złapał obu za koszule i odciągnął od siebie.
  - Przestańcie się wydurniać i odpocznijcie. Będziemy potrzebować sił. Najprawdopodobniej wracamy płynąc wpław.
      Na te słowa, obu jednocześnie opadła szczęka.
  - Wpław? - zaśmiał się nerwowo Horo. - A dlaczego Anna nie może nas po prostu... - urwał. Chociaż wiem, że ta dziewczyna prędzej by zjadła własną dłoń, niż się do tego przyznała, ta kontrola ducha sporo ją kosztowała, do tego była wyczerpana po ostatniej walce. Na jej czole zaczęły się pojawiać kropelki potu, ale przez głębiny wody, zaczynały się przebijać pierwsze promienie światła, wiedzieliśmy więc, że jej „bańka” nie pęknie do czasu wynurzenia. Anna była twarda.
      Rzuciła mi spojrzenie mówiące: „Jeśli piśniesz słówko, zabiję cię”. Co jak co, ale jej groźby powinienem traktować poważnie.
      Coraz wyraźniej widziałem powierzchnię wody.
  - Trzeba się jakoś zorganizować – mruknął Ryu. - Jak już się wynurzymy, wybuchnie panika.
      Spojrzałem na kilkunastu szamanów, którzy stali w środku tej wielkiej bańki. Oprócz mnie, Horo, Rena, Anny, Lyserga i Ryu przeżyli także Chocolove (który - co dziwne - do tej pory nie popisał się żadnym powalającym żartem), Hao, Manta, Luchist, Jeanne, Marco, Redeb z siostrą Seyram. Szczególnie martwiłem się o tych dwoje ostatnich, bo nie byłem pewny, czy potrafią pływać.
Już miałem zacząć myśleć, kiedy do głowy samoistnie wpadł mi (skromnie mówiąc) genialny pomysł.
  - Horo, zostało ci jeszcze furyoku? - zapytałem przyjaciela. Ten skrzywił się nieznacznie i wzruszył ramionami.
  - Nie jestem pewien. Na pewno nie starczy, żeby kontrolować tego tu olbrzyma – wskazał na stojącego za nim ducha deszczu, który górował nad nim niczym tarcza.
  - A Kororo? - dopytywałem się.
  - Nie jestem pewien – zerknął na mnie podejrzliwie. - Yoh, co Ci właściwie chodzi po głowie?
Uśmiechnąłem się.
  - Rozwiązanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Keiko Amane Land Of Grafic