Yoh
><><><><><><><><><
Droga
powrotna z kontynentu Mu była koszmarem.
Naprawdę
rozumiałem całe te walki ze strażnikami (co nie znaczy, że
uważałem, że są konieczne). Rozumiałem też walkę z Hao, który
przez dłuższy czas nie dał się do niczego przekonać. Cieszyłem
się, że udało nam się przemówić mu do rozsądku, a jego zejście
z tronu było naprawdę szlachetne. Ożywienie każdego z wyjątkiem
Fausta, który... no, nie chciał tego i Opacho, której się ożywić
nie dało, było czymś więcej niż mógłbym się spodziewać.
Jedyne
czego nie wiedziałem, a bardzo chciałem, to dlaczego w jednej
chwili cały kontynent zniknął.
Pozostało,
nam użycie swojego furyoku, którego – notabene - nie mieliśmy,
aby schronić się przed olbrzymim ciśnieniem i wydostać się na
powierzchnię bez zmieniania naszej krwi w Mirindę. Innymi słowy:
Gdyby nie zdolności Anny, byłoby po nas.
Trudno
określić co nas w jednej chwili otoczyło. Było to coś na
pograniczu bańki i szkła; przezroczysta bariera, przez którą nie
dane było się nam przebić. Dryfowała w wodzie, jakby czekając na
polecenia.
Anna
westchnęła i uniosła ręce do góry. Jak na zawołanie, kula
uniosła się delikatnie do góry. Stojąc w tej pozycji Itako
patrzyła na nas z wyższością i mimo, że była ode mnie niższa,
wręcz czułem jak się kurczę.
Przez
chwilę panowała cisza, ale długo to nie trwało.
-
Co to, do diabła było?! - krzyknął Horo Horo, który najwyraźniej
pierwszy otrząsnął się z szoku.
-
Czy to nie oczywiste? - zapytał Ren. - Wyspa zniknęła.
Niebieskowłosy
się zaczerwienił ze złości.
-
Tyle to raczej zauważyłem!
-
Z twoim ilorazem inteligencji, wolałem się upewnić.
-
Ty dupku! - krzyknął Horo i rzucił się na Rena, który już był
przygotowany do obrony. Ślizgali się po posadzce jakby była
wysmarowana masłem, dopóki Lyserg z dziwnym spokojem nie złapał
obu za koszule i odciągnął od siebie.
-
Przestańcie się wydurniać i odpocznijcie. Będziemy potrzebować
sił. Najprawdopodobniej wracamy płynąc wpław.
Na
te słowa, obu jednocześnie opadła szczęka.
-
Wpław? - zaśmiał się nerwowo Horo. - A dlaczego Anna nie może
nas po prostu... - urwał. Chociaż wiem, że ta dziewczyna prędzej
by zjadła własną dłoń, niż się do tego przyznała, ta kontrola
ducha sporo ją kosztowała, do tego była wyczerpana po ostatniej
walce. Na jej czole zaczęły się pojawiać kropelki potu, ale przez
głębiny wody, zaczynały się przebijać pierwsze promienie
światła, wiedzieliśmy więc, że jej „bańka” nie pęknie do
czasu wynurzenia. Anna była twarda.
Rzuciła
mi spojrzenie mówiące: „Jeśli piśniesz słówko, zabiję cię”.
Co jak co, ale jej groźby powinienem traktować poważnie.
Coraz
wyraźniej widziałem powierzchnię wody.
-
Trzeba się jakoś zorganizować – mruknął Ryu. - Jak już się
wynurzymy, wybuchnie panika.
Spojrzałem
na kilkunastu szamanów, którzy stali w środku tej wielkiej bańki.
Oprócz mnie, Horo, Rena, Anny, Lyserga i Ryu przeżyli także
Chocolove (który - co dziwne - do tej pory nie popisał się żadnym
powalającym żartem), Hao, Manta, Luchist, Jeanne, Marco, Redeb z
siostrą Seyram. Szczególnie martwiłem się o tych dwoje ostatnich,
bo nie byłem pewny, czy potrafią pływać.
Już
miałem zacząć myśleć, kiedy do głowy samoistnie
wpadł mi (skromnie mówiąc) genialny pomysł.
-
Horo, zostało ci jeszcze furyoku? - zapytałem przyjaciela. Ten
skrzywił się nieznacznie i wzruszył ramionami.
-
Nie jestem pewien. Na pewno nie starczy, żeby kontrolować tego tu
olbrzyma – wskazał na stojącego za nim ducha deszczu, który
górował nad nim niczym tarcza.
-
A Kororo? - dopytywałem się.
-
Nie jestem pewien – zerknął na mnie podejrzliwie. - Yoh, co Ci
właściwie chodzi po głowie?
Uśmiechnąłem
się.
-
Rozwiązanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz